Pawła Czarnowskiego pamiętam zadziwiająco dobrze: siwy, głuchy jak pień staruszek, siedzący z różańcem w ręku na taborecie w kuchni swojej córki - a mojej babki macierzystej - Anny. Mimo głuchoty śpiewał zdrowaśki pełnym głosem tak, że nie sposób było w Jego obecności rozmawiać.

Babcia mówiła, że nie był gołąbkiem pokoju. Terroryzował rodzinę i otoczenie dewocją. Za Jego sołtysowania nie odbyła się w Osobnem nawet jedna potańcówka. Młodzież peregrynowała więc po okolicznych wioskach, a Jego dzieci miały trwający do usamodzielnienia szlaban („różaniec odmawiać, a nie za bezeceństwem chodzić”).

Reprezentował odchodzący w przeszłość typ ludzi integralnie religijnych. Jego obfitujące w przygody życie upływało w rytmie modlitwy. Jego rygoryzm był przejawem utraty złudzeń co do świata i kondycji ludzkiej, a nie ciemnoty.

Pieśni śpiewane przezeń przekazała mi Babcia m.in.: „O duszo wszelka nabożna”, „Rozmyślajmy dziś wierni chrześcijanie”(wiersz x. Jakuba Wujka), „Koronka o NMP”, „Barbaro panno, perło Jezusowa”  i bodaj najpiękniejsza w Jego repertuarze „Klęcząc w Ogrójcu”. Posługę brastewnego, bo tak w Kruszewie nazywano prowadzącego śpiewy, pełnił do 1967 roku. Obowiązki po tracącym słuch Pawle przejął i do dnia dzisiejszego wykonuje mąż Jego wnuczki Janiny – Stanisław Bruliński. Źle zniósł posoborową reformę. Babcia mawiała, że „ogłuchł w porę”.

adam strug 

wróć

Aktualności

Monodia na fb

Wejść na stronę: 1793 (Dziś: 1)